patrz na niebo jak pierdolnie
Piosenki patriotyczne. Popatrz na niebo błękitne. Popatrz jak wiatr goni chmury. jesień ma kolor purpury. ziemio ojczysta. w wodzie i w liściach. i najpiękniejszą naszą piosenką. I karmi nas ziemia żyzna. ziemio ojczysta.
"Patrz! Spadająca gwiazda!" będzie jednym z najczęściej powtarzanych tekstów w ten weekend. Przed nami absurdalnie skomercjalizowana "Noc Perseidów". W każdym mieście organizowane są
24K views, 108 likes, 19 loves, 18 comments, 9 shares, Facebook Watch Videos from National Geographic: ☀ Dziś wypada Dzień Patrzenia się w niebo. Jak
Dni uciekają - Klaudia rozstaje się zarówno z Michaelem jak i Charlie'm. Ostatecznie pakuje walizkę i rozpoczna szukać życia, które może nazwać swoim własnym. W trakcie pracy nad filmem "Nie patrz wstecz" Jon Bon Jovi zastanawiał się wspólnie z jego reżyserem Eddem Burnsem, jak zagrać postać, w którą miał się wcielić.
Szczegóły "Fall 2" nie są na razie znane. Wiadomo jedynie tyle, że znów reżyser Scott Mann i producenci z Tea Shop Productions spróbują wykorzystać akrofobię, czyli lęk wysokości. Jak deepfake pomógł zmienić kategorię filmu z R na PG-13. "Nie patrz w dół" zostało nakręcone niezależnie, ponieważ żadna z wytwórni nie była
nonton film fifty shades of grey 2018 subtitle indonesia filmapik. Naczelny prezes ma łeb jak sklep(ienie) niebocentryczne. Myśli strategicznie. Wie jak przechytrzyć Platformę. Jak sobie przypisać wszelkie zasługi. Za klęski na Tuska zwalić winę. Wie jak za mordy trzymać Rząd i Partię. Przewiduje. Myśli. Jest gotowy do skorzystania z każdej trumny. Prezes przygotował opłacenie emerytom i rencistom udziału w elekcji prezydenckiej. Ogłosił, że w kwietniu każdy rencista i emeryt dostanie prawie złotych i w maju ma wiedzieć jaki jest jego parszywy obowiązek. To był precyzyjny i perfekcyjny plan. Arcybiskup podczas ciszy wyborczej miał ogłosić, że złodziejem, który wziął złotych i nie będzie na Adriana Dudę głosował. A złodziejom, to on abp gwarantuje kwaterę w piekle. Prezes odkrył, co zrobić, żeby manna spadła z nieba. Znany guru od fizyki katolickiej potwierdził, że Inteligentny Projekt Jarosława Kaczyńskiego jest gwarancją dobrej zmiany. Zwykły poseł i o. Tadeusz zacierali tłuste łapki… ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^ Podczas odprawiania dziękczynnych modłów pojawił się Czarny. Myśleli że to Tusk Szatana przysłał i nie ma powodów do obaw. Posiadali wystarczającą ilość wody święconej. Okazało się jednak, że to Armagedon: – Chińczycy przysłali Czarnego(łabędzia) imieniem koronawirus. Czarny przewrócił szachownicę. I głosił: A Teraz kurwa będziecie grali w BIERKI Adam Jezierski
– Zaczyna się od wybornych trunków, z najwyższej półki. Niewielka ilość, ale systematycznie. Winko dla zdrowotności, na lepsze krążenie. Koniak na ból w klatce piersiowej, a drink na rozluźnienie. Potem nawet nie wiesz, kiedy leżysz rozluźniona, nie czując żadnego bólu, na ławce w parku, a zdrowotność, a właściwie czy żyjesz, sprawdzają przypadkowi przechodnie – mówi Karolina, alkoholiczka. Alkoholizm to wróg, który przychodzi niemal niezauważalnie, a każdy kolejny kieliszek wina do kolacji, piwo do meczu czy „okraszanie” uroczystości rodzinnych odrobiną wódki z dnia na dzień może przerodzić się w uzależnienie, które prowadzi do tragedii. W 1984 r. Konferencja Episkopatu Polski ustanowiła sierpień miesiącem trzeźwości i modlitw o trzeźwość narodu, za osoby uzależnione i ich rodziny. Do podejmowania modlitwy, ale także całkowitej abstynencji od spożywania napojów alkoholowych zachęcają kapłani, zgromadzenia zakonne, jak też sami uzależnieni. Zwłaszcza ci, którzy zmierzyli się z wrogiem i dzięki cichej obecności wielu ludzi wyszli na prostą. Choć często w ich przypadku mówi się, że wyszli z piekła lub odbili się od dna. – To dno widziałam bardzo często. Najpierw dno kieliszka, potem szklanki, butelki i własnego „ja”. Byłam zerem na własne życzenie – mówi jedna z niepijących alkoholiczek. Przyjdź, jak będę trzeźwy Niemal każdego dnia na ulicy widać osoby, które zataczają się w bramach, na przystankach autobusowych, okupują ławki w parku. Niewiele osób decyduje się podejść i zapytać, czy nie potrzebują pomocy. Gdy jednak ktoś się już zatrzyma, najczęściej odchodzi z pogardliwą, zażenowaną miną. Nie wnikając, czemu „jegomość” leży brudny i pijany. Dramat tych osób przerasta nie tylko je same, ale także tych, którzy próbują pomóc. Na jednej z ławek w parku regularnie leży pan Jurek. Niechętnie, ale podejmuje rozmowę. – Przyjdź, jak będę trzeźwy. Chociaż nie, zostań, bo ja trzeźwy nigdy nie będę – konstatuje. Pan Jurek ma 46 lat. Z wykształcenia jest mechanikiem, studiował 4 lata na Politechnice Warszawskiej, nie skończył jednak studiów, bo zakochał się w Joannie. Pojawiło się dziecko, które w wyniku powikłań zmarło dwa dni po porodzie. Druga i trzecia ciąża skończyły się poronieniem. Żona wkrótce po tym odebrała sobie życie, a on rzucił się w wir pracy w warsztacie samochodowym.– Każdy naprawiony samochód był okazją do „piwka sukcesu”. A w ciągu dnia potrafiłem zrobić nawet 15 samochodów. Nie było innej motywacji do życia niż praca – opowiada. Po alkoholu doszło do wypadku w warsztacie. Pan Jurek nie mógł dłużej pracować, więc zaczął więcej pić. Warsztat upadł, a on z dnia na dzień znalazł się na ulicy. Znaleźli go też koledzy od kieliszka. – Nie chcę pomocy, bo mnie jest tak dobrze. Nic mnie lepszego nie spotka, a jak popiję, pośpię, to dni szybciej lecą i kiedyś się skończą – kwituje. Do pana Jurka przynajmniej raz w tygodniu zagląda straż miejska lub policja. Gdy jest w stanie kompletnego upojenia alkoholowego, zabierają go na izbę wytrzeźwień. – Przynajmniej na łeb wtedy nie pada – modlitwa i obecność Takich historii jest więcej. Nie każdy je usłyszy, nie każdy zapyta, ale są tacy, którzy dzielą się historią swojego życia, by ostrzec innych. Do takich osób należą anonimowi alkoholicy, którzy na otwartych mityngach dzielą się swoimi przeżyciami, wspierają w walce z chorobą i dają świadectwo, że z tym można wygrać. – Miałam wszystko. Dom, wspaniałą pracę, wykształcenie i dramatyczną teściową, od której w dniu ślubu usłyszałam, że z większą radością przyjdzie na rozwód niż na ślub – zaczyna opowieść Karolina, alkoholiczka niepijąca już 10 lat.– Z początku się nie przejmowałam. Kochaliśmy się z mężem, byliśmy szczęśliwi nawet z „ogonem” w postaci teściowej. Problem zaczął się, gdy wiedzieliśmy, że nie będziemy mieć dzieci. Z mojej winy. Wtedy usłyszałam, że jestem bezużyteczna i najgorsza. Mąż tego nigdy nie powiedział, ale widziałam, jak patrzy na bawiące się dzieci w parku, z jaką tęsknotą. Dla rozluźnienia ciała, myśli zaczęłam coraz częściej pić wino. Czerwone, półsłodkie, bo wystarczył kieliszek, bym miała dość. Potem dwa kieliszki, bo organizm się przyzwyczaił, a kończyłam na trzech butelkach. Uzależniłam się. Teściowa mogłaby być przeszczęśliwa – miała rację, że jestem nikim i jeszcze alkoholiczką. Straciłam pracę, nie wychodziłam z domu. Jednak któregoś dnia przyszła do mnie, gdy męża nie było w domu, a to zdarzało się coraz częściej, bo nie mógł na mnie patrzeć. Zabrała mi butelkę i zostawiła różaniec. Siedziała koło mnie i modliła się o moje uzdrowienie z choroby. Wariatka… zdała sobie sprawę, że jest współwinna mojej chorobie i z wyrzutów sumienia zaczęła się modlić. Dziś wiem, że to ona mnie uratowała. Modliła się codziennie, przez 3 lata. Dołączyli do niej mój mąż, siostra, rodzina, przyjaciele. A ja na 3 tygodnie zamknęłam się na odwyku. Dziś żyję, dzięki nim. Nie piję już 10 lat, a od 5 jestem mamą Paulinki. Teściowa nigdy więcej nie powiedziała na mnie złego słowa, ale wiem, że nieustannie modli się na różańcu – mówi Karolina. Najczęściej alkoholicy potrzebują mocnego bodźca, by wziąć się w garść i zawalczyć o życie. Często dochodzi do dramatycznych sytuacji, które potrząsają człowiekiem.– Byłem chirurgiem. Teraz jestem salowym. Straciłem prawo do wykonywania zawodu po tym, jak na kacu usuwałem wyrostek małemu chłopcu. Ręka zadrżała, uszkodziłem naczynia krwionośne, zrobił się wylew krwi do wnętrza brzucha. Spanikowałem, że wyda się, iż jestem na kacu. Chłopca uratował kolega, który wiedział, że byłem dzień wcześniej na imprezie, a od alkoholu nie stroniłem. Nie widziałem, że się uzależniam. Praca chirurga była stresująca, więc codziennie wieczorem czy po południu piłem jedno, dwa piwa dla rozluźnienia. Do meczu, do kolacji, do filmu z żoną. Po utracie praw do wykonywania zawodu poszedłem na otwarte spotkanie AA. Do innego miasta, bo myślałem, że u siebie spotkam pacjentów i co wtedy pomyślą. I tak ich spotkałem. Koledzy i koleżanki z AA pomogli mi podnieść się z nałogu, a moja cudowna żona odbyła cztery pielgrzymki w mojej intencji. Gdy wychodziła z domu, zawsze informowała najbliższych przyjaciół, by nie dali mi się stoczyć, pilnowali mnie. Wiem, że to ona wyprosiła u Matki Bożej moje zerwanie z nałogiem. Jej łzy widziałem nieraz, choć myślała, że nie dostrzegam tego. Matka Boża i moja Kasia – one mnie uratowały. Zatrudniłem się jako salowy, bo to element terapii. Każdego dnia patrzę na lekarzy, a byłem jednym z nich. Ten widok trzyma mnie przy tym, bym nigdy więcej nie sięgnął po alkohol, bym już nigdy się nie stoczył – mówi trwa do końca życia Do modlitwy i powstrzymania się od spożywania alkoholu przez miesiąc w intencji trzeźwości narodu zachęcają także Janka i Marta. Matka i córka. – Mama jest alkoholiczką, a ja dorosłym dzieckiem alkoholika. Razem chodzimy na terapię – mówi Marta. Janka nie pije już 20 lat. – Z dzieciństwa nie mam dobrych wspomnień. Nie pamiętam mamy trzeźwej, uśmiechniętej. Pamiętam, jak przynosiłam miskę do jej łóżka, wodę i zasłaniałam rolety, żeby sąsiedzi nie widzieli. Dziś widzę ją szczęśliwą, radosną, pewną siebie i elegancką. O to walczyłyśmy 20 lat – dodaje.– Córka miała 9 lat, gdy klękała przy moim łóżku, sprawdzając, czy żyję i modliła się. Prosiła Boga, by zabrał mnie do siebie, bo ona wtedy trafi do domu dziecka i może będzie jej lepiej, na zmianę wołając Matkę Bożą, by uleczyła mamusię. Jej modlitwa była dla mnie jak cios obuchem w głowę. Będąc na granicy życia i śmierci, zawołałam: „Matko Boża, zdecyduj teraz, w którą stronę mam iść!”. Następnego dnia trafiłam zachlana do szpitala i od razu na odtrucie. W tym czasie córka przyszła tylko raz. Pocałowała mnie w czoło i powiedziała, że zawsze będzie mnie kochać, niezależnie od tego, co dalej będzie się ze mną działo. Dla mnie to była odpowiedź z nieba, co dalej robić. Droga do trzeźwości była długa, ale towarzyszyły mi w niej córka i Matka Boża. Dzięki nim żyję i chcę powiedzieć wszystkim, że modlitwa ma ogromną moc. Jeśli nie widać tego od razu, niech wszyscy wiedzą, że ta cicha obecność jest dla nas, alkoholików, wybawieniem – podsumowuje Janka.
Deszcz meteorytów Lyrics[Refren / Cuty / Scratche: DJ Twister]C-Z-Ł-O-W-I-E-K-UPatrz na niebo, jak pierdolnieNie przejdzie bokiem – uderzy centralnieC-Z-Ł-O-W-I-E-K-UPatrz na niebo, jak pierdolnieZ ulicy prostoTo jest biały dom, przyjmij to do wiadomości[Zwrotka 1: że hip-hop zginął, z blantami się spaliłChoć jestem jedynakiem dla mnie bratem był tu AliBo nie ma takiej skali ziombelCo nie pozwoli mi poruszać się tu na fali swobodnieWiesz myślę jak Zeus i jak Zeus mieszkamGdzie pies cię nie ochroni a zrobi to koleżkaGdzie zarobić nie wiesz jakJa też nie wiem, wybaczChciałbym przy pracy powtarzać, że jestem jej pewien a nie chybaTo nie hajs, koka, cadillac Puff Daddy czy Lil KimCzy konkurs kto komu większe przyklei cyckiLepiej pokaż silikon a zaśpiewa ktoś innyTen świat tak stworzony żeby każdy mógł w nim byćMieć miejsce, to przez ten systemParafinę mam jak Heltah Skeltah i żyć chcęMi powiedz lepiej, wychowany na ArtifaxMusi słuchać, że Justin to najlepszy rapK jego mać, ja nie dam wiary ziomekBo na mnie nie działają żadne czary w PomatonieBrat uwierzyć w koniec to marzenie czy pomysłI tak w końcu pierdolnie prosto w Ziemię meteoryt[Refren / Cuty / Scratche: DJ Twister]C-Z-Ł-O-W-I-E-K-UPatrz na niebo, jak pierdolnieNie przejdzie bokiem – uderzy centralnieC-Z-Ł-O-W-I-E-K-UPatrz na niebo, jak pierdolnieZ ulicy prostoTo jest biały dom, przyjmij to do wiadomości[Zwrotka 2: Głowa]Ten deszcz jak warszafski, spada na miastaZ ŁDZ to SZN ziomuś sprawdzajZ zielonego miasta konkret jazda na KodexZ peryferii jak prawdy jak spowiedźTu jest ten moment wykorzystam go po maksachPłynąc na bicie White House jak na lab Cabin, farsaŻaden falstart, rap z serducha jak Hemp GruDla kurew co ukradły hip-hop brak sentymentuPoezja dźwięku, Projektanci, ma miejsca, jak dom dla moich ludzi tu jestemTe światła miast dla nas świecą najjaśniejJej blask co ogarnie wszystkie dzielnie w tym państwieNikt tu bezkarnie nie przewiezie się przez rejonSzukaj mnie na projektach, w klubach z pełną platerąPełne lebero prezentuje ta ekipaJak BC damy klasyka, podkręć bas na głośnikachNa legalu jak Peja, cuty TwisteraNawinąć konkretnie nie potrzeba bengeraTo jak Zipera druga strona medaluTo historie z sąsiedztwa, które znasz od lat paruRap po części dla szmalu po pierwsze z pasjiI nikt mi nie nawinie, że woli finansowy zastrzykHipokryzję tłamsi dając realny obrazMaksymalnie czysty towar, kielony do dna[Refren / Cuty / Scratche: DJ Twister]C-Z-Ł-O-W-I-E-K-UPatrz na niebo, jak pierdolnieNie przejdzie bokiem – uderzy centralnieC-Z-Ł-O-W-I-E-K-UPatrz na niebo, jak pierdolnieZ ulicy prostoTo jest biały dom, przyjmij to do wiadomości
Ostatnio trafiłam na ciekawy i jakże trafny cytat prawosławnego pustelnika, św. Serafina Sarowskiego. I choć święty żył na przełomie XVIII i XIX wieku, to wiele z jego cennych obserwacji i wniosków jest wciąż aktualnych. Mnie urzekł własnie ten:"Pij tam, gdzie pije koń. Koń zepsutej wody nie będzie pił. Pościel zaścielaj tam, gdzie kładzie się kotka. Jedz owoc, który je robak. Spokojnie bierz grzyby, na które siada meszka. Sadź drzewo tam, gdzie ryje się kret. Dom stawiaj na tym miejscu, gdzie wygrzewa się żmija. Studnie kop tam, gdzie w upał gnieżdżą się ptaki. Kładź się i wstawaj z kurami, a złote "ziarno" dnia będzie twoje. Jedz więcej zielonego, a będziesz miał mocne nogi i serce wytrwałe, jak u zwierza. Częściej pływaj, a będziesz czuł się na ziemi, jak ryba w wodzie. Częściej patrz w niebo, a nie pod nogi, i myśli twoje będą jasne i lekkie. Więcej milcz niż gadaj, a w duszy twojej zapanuje cisza, i duch będzie pokojowy i spokojny. " Jesteśmy częścią natury i od lat człowiek żył z nią w zgodzie. Ona człowieka żywiła, chroniła, ubierała i poiła. A mądrości ludowe nie brały się z niczego. Człowiek przyrodę obserwował i w zasadzie nie potrzebował ani zegarka, ani kalendarza. Współczesny człowiek już wygląda inaczej, wyposażony we wszystkie możliwe gadżety, ulepszacze i przyśpieszacze....goni i ma dziesiątki spraw do załatwienia. Życie we własnym tempie zaczyna być sztuką. To paradoks czasów współczesnych. Patrzę z podziwem na naszych braci mniejszych, czy zwierzęta przypadkiem nie są mądrzejsze od nas? Nasza kotka równo o 20 czeka przy misce bo wie, że czas na kolację. Ze wzruszeniem przypominam sobie psa z mojego rodzinnego domu, który o 15 wychodził na drogę i czekał na moich rodziców, którzy o tej godzinie wracali z pracy. Niesamowite:))) Więc ja, nie goniąc, nie myśląc tylko o tym, czy się opłaca, czy nie, a dużo osób o to pyta, dalej robię swoje. I wciąż czerpię z tego niezwykłą satysfakcję, wyszukuję starocie, czyszczę, szlifuję i ozdabiam. Jeśli w życiu pojawiają się takie okoliczności, że możesz zajmować się tym, co jest pasją, nawet zawodowo, to dlaczego nie korzystać. Słyszę zbyt wiele narzekania, że jutro znów do pracy...Ja też idę, ale z radością patrzę na listę zamówień, które chcę przygotować w tym tygodniu. Tak, jestem szczęściarą, ale z wielką pokorą patrzę na czas, gdy nią nie byłam, idąc do pracy np. w niedzielę do wielkiej galerii handlowej, brrrrr...Te same, niedzielne twarze, te same znudzone kobiety, kupujące kolejną parę butów, by po prostu lepiej się poczuć. Pamiętam siebie z tamtych czasów, dziwiących się, że ludziom chce się chodzić po centrach handlowych, gdy ja tymczasem marzyłam o tym, by położyć się na trawie i patrzeć w niebo. Na szczęście ten czas za mną. Teraz jest inaczej, jest cudownie:) Pokażę teraz, co ozdabiałam w ostatnim czasie. Najpierw kufer dla Radzia, który obchodził swoje pierwsze urodziny. Szafka na klucze, które miała pasować do przedpokoju z elementami szarości. Zegar dla miłośnika Londynu: Stary gazetnik, który pomalowałam w turkusowym kolorze i ozdobiłam pastą strukturalną i szablonem. I mobilny stolik, który wymagał uzupełnienia ubytków i sporo pracy. Kolejna szafka nocna w kolorze wrzosu:) I kufry z ciekawą zawartością;) Czasami szukamy oryginalnego prezentu na ostatnią chwilę, bo np. nie chcemy kupować kolejnego storczyka;) Wygląda jak walizka...a w środku niespodzianka;) Któż nie lubi czerwonego wina i cukierków;))) Kolejna praca to toaletka z lusterkiem, ozdobiona motywem fiołków:) I kolejna toaletka, dla pewnej osiemnastolatki, która przecież wciąż pozostaje dziewczynką;) Tabliczki z imionami dla trzech siostrzyczek:) I taca dla miłośniczki folku:) Na koniec chciałam Wam polecić coś do popłakania i pośmiania się:) Nie pamiętam, bym jakoś ostatnio płakała przy czytaniu książki. A jednak nadszedł taki czas. To moje kolejne spotkanie z Lucindą Riley i jej kolejną książką. To: "Róża północy". Książka absolutnie piękna, mądra, odsłaniająca przed czytelnikiem życie wewnątrz wspaniałych pałaców indyjskich maharadżów, a także w majestatycznych angielskich rezydencjach. Powieść jest wielowątkowa, opowiada historię rodziny, na czele której stoi stuletnia Hinduska, Anahita Chaval. Bohaterka w dniu swoich setnych urodzin przekazuje prawnukowi manuskrypt, w którym opisuje historię swojego życia. Młody Ari Malik, skoncentrowany na pracy i karierze, chowa babcine opowieści do szuflady. Po latach, spełniony zawodowo, ale rozczarowany życiem osobistym, sięga po wspomnienia babci. Podąża tropami tajemnic przeszłości, trafia z upalnych, kolorowych Indii do ponurej i mrocznej rezydencji Astbury w angielskim hrabstwie Devon. Tam poznaje jej tajemniczego właściciela i ...gwiazdę filmową... W książce zachwyciły mnie opisy życia w Indiach, interesujące są także stosunki indyjsko - angielskie, Kraje te łączy bardzo wiele. Kolonizacja i nie tylko.... Kiedy płakałam? Wiadomo...gdy miłość jest tak mocna, że aż nierealna i cóż...cieszę się, że żyję w tych czasach, gdzie nieważne jest pochodzenie, status społeczny i nacja. Książki Riley są niezwykłe, to nie tylko historie ludzi, ale świetna okazja, by poznać zwyczaje panujące w innych krajach czy kulturach. Za tydzień zaczynam urlop, kolejne książki Riley czekają. A przy dużej ilości wolnego czasu coś czuję, że je pochłonę;))) To było coś do popłakania. A teraz do pośmiania się:) Film. Już dość dawno powstał i pewnie część z Was go widziała, ale ja z pewnością obejrzę go jeszcze raz. To komedia "Pod słońcem Toskanii". W zasadzie chciałam obejrzeć ten film, ponieważ cały czas aranżuję nasz ogród i kilka motywów zapożyczyłam z Toskanii. Jestem zachwycona krajobrazami tej krainy. Film to Toskania, kobieta po rozwodzie, romantyczni aczkolwiek niestali w uczuciach Włosi i polska ekipa remontowa:) Ubaw po pachy! Historia Frances (znakomita Diane Lane) opowiada o tym, że szczęście można znaleźć nie tylko w wielkim mieście, ale także na prowincji, pośród prostych i zwykłych ludzi. Ich poczciwość i pogoda ducha pozwala kobiecie znów uwierzyć w siebie i znaleźć energię do życia. Cieszy też fakt, że ekipa budowlana z Polski jest przedstawiona w dobrym świetle, jeden z nich jest nawet profesorem literatury i Frances rozmawia z nim o Miłoszu. Nie jest to jakieś ambitne kino, bo przecież nie zawsze musi tak być, czasami trzeba może, a podczas urlopu koniecznie, nalać sobie czerwonego wina i włączyć własnie film tego typu, który pozwala uwierzyć w to, że są ludzie, z którymi jest nam po prostu dobrze, za którymi tęsknimy i przy których nieważny jest stan konta, posiadany samochód, czy zarezerwowany bilet do tropików;) Ileż ludzi szuka dziś normalności, ileż masek spada i odsłania prawdziwe oblicza ludzi, którym pędzący świat nakazuje sztuczność i konieczność dostosowania się. To droga donikąd. Ewentualnie do samotności i smutku. To nie moja droga. I tak, jak kiedyś powiedziała moja koleżanka Asia: "Monia,ty z twoimi ideałami to gatunek wymarły". Nie zgadzam się z tym, znam kilka takich dinozaurów;))) Pozdrawiam Was serdecznie, życzę udanych wakacji i urlopów, a żegnam się zdjęciem pięknego pomarańczowego księżyca, który mogliśmy obserwować niedawno. Bo tak, jak mówił św. Serafin:" Częściej patrz w niebo, nie pod nogi..." Monia:))))
To będzie wyjątkowa noc. Z 7 na 8 kwietnia na niebie pojawi się różowy Księżyc. Na tę noc przypada perygeum Księżyca, a to oznacza, że znajdzie się on zdecydowanie bliżej Ziemi niż zazwyczaj. Będzie to odległość 357,035 km. To oznacza, że Księżyc tej nocy będzie o 14 proc. większy i o 30 proc. jaśniejszy. Jak podaje Science Focus, będzie to najjaśniejsza pełnia w 2020 roku. Nie trudno więc będzie dostrzec Księżyc na niebie. Tym bardziej, że dopisze też pogoda, a niebo będzie niemal bezchmurne. A dlaczego zjawisko to nazywamy "różowym Księżycem"? Nie chodzi bynajmniej o kolor, jaki przybierze naturalny satelita Ziemi. Określenie to związane jest z przypadającym na początek kwietnia okresem zakwitania kwiatów floksów, które mają różowy kolor. Rośliny te mają szczególne znaczenie w kulturze Indian Ameryki Północnej i to właśnie stąd zaczerpnięta została nazwa kwietniowej pełni. Gdzie oglądać "różowy Księżyc" we Wrocławiu? Niestety, tym razem nie możemy wybrać się w miejsca oddalone od miejskiego zgiełku. Dobra wiadomość jest jednak taka, że Księżyc doskonale będzie widać z okna, balkonu czy przydomowego ogródka, więc można podziwiać go bez wychodzenia z domu. A kiedy najlepiej oglądać? Pełnia przypada na godz. w środę, 8 kwietnia. Księżyc będzie się jednak prezentował pięknie już od godzin wieczornych we wtorek. Prof. Simon o leczeniu koronawirusa
patrz na niebo jak pierdolnie